Stulecie chirurgów – Jürgen Thorwald

Wespół z moimi rówieśnikami śmiejemy się gorzko na myśl o tym, że po przekroczeniu magicznego wieku trzydziestu lat, zaczynają się problemy ze zdrowiem i coraz częstsze wizyty u lekarzy. Podczas spotkań w gronie przyjaciół, rozmowy toczą się zwykle wokół filmów, gier wideo oraz innych obiektów zainteresowań. Jednak wśród trzydziestolatków częściej można usłyszeć pytanie „A jak tam było u ortopedy?” lub „Co powiecie na wspólny wypad na rehabilitację?”. Oczywiście przedstawiam to w nieco krzywym zwierciadle, ale coś w tym jest.

When we are young
Wandering the face of the earth
Wondering what our dreams might be worth
Learning that we’re only immortal
For a limited time

Dreamline, Rush

Gdy ciało zaczyna się psuć, zazwyczaj idziemy do lekarza, by wyjaśnić objawy i zastosować właściwe leczenie. Czasami wystarczy wziąć coś na wzmocnienie, jakiś lek, może antybiotyk, przeleżeć chorobę i jesteśmy zdrowi. Albo przynajmniej na tyle, by móc z powrotem wrócić do pracy. Czasami sobie myślę, zwłaszcza w tych okresach najbardziej chorobowych, że wszyscy obecni w firmie są mniej lub bardziej przewlekle chorzy. Nie wyleczywszy się do końca, przychodzą znów do tego siedliska zarazków, po czym za jakiś czas znów wracają na urlop zdrowotny. Czasami zabierając ze sobą kogoś jeszcze. 

Pokonać ból

Każdy z nas szybciej bądź wolniej wraca do zdrowia po przebytej chorobie. O ile oczywiście tak się dzieje, bo czasami takie leczone (lub nie) schorzenie może przerodzić się w coś poważniejszego. I leki już nie wystarczą. Dostajemy diagnozę – operacja. Z jednej strony, niektórzy mogą w tym momencie zostać oblani zimnym potem oraz snuć ciemne wizje niepowodzenia takiego zabiegu. Z drugiej strony, patrząc wstecz na stulecie chirurgów i chirurgii jako dziedziny naukowej, powinniśmy się cieszyć, że mamy taką możliwość. Jak również to, że zabieg ten jest realna szansą na powrót do zdrowia. Jak dowiemy się z historii chirurgii, kiedyś przypominało to bardziej rosyjską ruletkę niż leczenie. 

W książce Stulecie chirurgów, autorstwa Jürgena Thorwalda, którą wysłuchałem ostatnio z portalu Audioteka, niemiecki pisarz w bardzo przystępny (dla laika) sposób przedstawił jak wyglądały operacje w czasach gdy wszystkie zabiegi wykonywano bez znieczulenia. Z perspektywy czasu może wydawać się to barbarzyństwem, ale wtedy innej możliwości nie było. Zresztą nie trzeba cofać się aż tak daleko. Paręnaście lat temu miałem robione trzy leczenia kanałowe zębów. Nie jestem pewien czy miałem jakieś znieczulenie, bo jedyne co pamiętam to ból. W efekcie sprawiło to, że przez wiele lat każda kolejna wizyta dentystyczna była dla mnie mocno stresująca.

A przecież takie zdobycze nauki jak choćby stosowany dzisiaj podtlenek azotu jest znany stomatologii od 1844 roku. Wtedy to właśnie Horace Wells, dentysta z Hardford w stanie Connecticut, po raz pierwszy zastosował gaz rozweselający na pacjencie w celu ekstrakcji zęba. I po raz pierwszy w historii, badany nie krzyczał w trakcie tej czynności. Choć minęło jeszcze wiele lat, zanim ta metoda została utrwalona na tyle by wejść na stałe do medycyny to rozpoczęła erę w której ból, nieodłączny towarzysz wszystkich operacji, został pokonany. 

Droga przez mękę

Wydawałoby się, że nowe metody czy odkrycia technologiczne, mające na celu poprawę stanu zdrowia chorych, powinny być przyjmowane raczej z entuzjazmem. Tymczasem, jak przekonałem się z lektury, dzisiejsza nauka mogłaby być już o wiele bardziej zaawansowana, gdyby tylko nie sceptycym. W sumie nie powinno mnie to dziwić, patrząc jak wiele osób wciąż traktuje zagrożenie jakie niesie ze sobą smog jak mit. Zakorzenieni w przeświadczeniu, że „zawsze tak było i było dobrze”, nie potrafimy otworzyć się na nowe fakty i możliwości, jakie dała by nam zmiana. Zamiast tego, tych którzy namawiają do zmiany naszego postępowania, obrzucamy kamieniami. W sumie dobrze, że przynajmniej odeszliśmy od palenia stosów.

Dziś wydaje się to niepojęte ale dowodzi jak wielkimi, poza nielicznymi wyjątkami, wszyscy jesteśmy niewolnikami zakorzenionych lub przynajmniej utartych poglądów. Z jakim trudem akceptujemy coś nowego, a juz chyba najtrudniej akceptujemy nowość, która wydaje się zbyt prosta by mogła rozwiązać skomplikowane problemy.

Stulecie chirurgów, Jürgen Thorwald

Pareto w medycynie

Jedna z historii zawartych w książce, a którą poznałem w zasadzie już wcześniej, znakomicie obrazuje to zjawisko. W 1846 roku, w klinice położniczej wiedeńskiego szpitala powszechnego, stanowisko asystenta objął młody lekarz Ignaz Semmelweis. Już od początku swojego zatrudnienia zwrócił on uwagę na wysoką śmiertelność wśród kobiet po porodzie, jednak mimo wnikliwej analizy tej sytuacji, nie potrafił znaleźć jej przyczyny. Przełom nastąpił, gdy po skaleczeniu przy sekcji, z powodu zakażenia zmarł doktor Jacob Kolletschka. Semmelweis zauważył u swojego przyjaciela te same objawy, które wcześniej zaobserwował u zmarłych kobiet.

Z dwóch oddziałów położniczych położonych przy placówce, śmierć w wyniki gorączki połogowej ponosiły głównie pacjentki tylko jednego z nich. Mając te wszystkie elementy układanki, młody lekarz odkrył w końcu przyczynę tak dużej śmiertelności w klinice. Ów feralny oddział obsługiwany był przez lekarzy i studentów medycyny, którzy swój obchód zaczynali od sekcji zwłok, by następnie badać znajdujące się w klinice kobiety. Semmelweis zrozumiał, że jakieś nieokreślone substancje z ciał w kostnicy musiały przechodzić na pacjentki, powodując w rezultacie gorączkę połogową i śmierć.

Po tym odkryciu zalecił on personelowi kliniki aby przed badaniem pacjentów myć ręce podchlorynem wapnia, w celu dezynfekcji. I mimo tego, że po zastosowaniu się do tych zaleceń śmiertelność na oddziale drastycznie spadła to odzew ze strony lekarzy i studentów był negatywny. Pojawiły się skargi i protesty, po których dyrektor szpitala odsunął w końcu Semmelweisa od pełnionych obowiązków. Lekarz zdecydował się opisać zebrane doświadczenia i analizy w celu przedstawienia ich autorytetom w dziedzinie medycyny. Spotkał się jednak z lekceważeniem, a jego odkrycie zostało potraktowane jak fanaberia. A tak prosta i mała zmiana, przełożyła by się na uratowanie życia wielu osobom.

Zrozumienie chirurgów i chirurgii

Przyznam, że przeczytanie Stulecia chirurgów było dla mnie ciekawym doświadczeniem i pozwoliło lepiej zrozumieć również dzisiejsza medycynę. Uświadomić sobie, że nawet proste zabiegi mają za sobą ponad stuletnią historię, pełną wzlotów i upadków, które były potrzebne, aby osiągnąć obecny poziom. I ta świadomość w pewien sposób zwiększyła również moje zaufanie do tych czynności. Sprawiła również, że nabrałem ochoty by jeszcze bardziej poszerzyć swoją wiedzę w tym temacie. Kontynuując w ten sposób również moje postanowienie noworoczne, mam zamiar sięgnąć po Triumf chirurgów, która to książka jest bezpośrednią kontynuacją tytułu omawianego w tym artykule.

Nauka jest jak niezmierne morze. Im więcej jej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony.

Stefan Żeromski

Rocznik 1989. Absolwent uczelni ekonomicznej, nie pracujący w zawodzie. Amator fotografii oraz górskich wycieczek. Gracz konsolowy i erpegowy. Strażnik Tajemnic. Wciąż nie wie co będzie robił w przyszłości.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x