Moherfucker – Eugeniusz Dębski

Zaczynając czytać nową książkę, zazwyczaj w pierwszych minutach od rozpoczęcia poznajemy głównego bohatera. Potem, poprzez szereg zdarzeń dotykających naszego protagonistę odkrywamy kim jest ta osoba, jakie są jego mocne strony i słabostki. Przez takie działanie, ten dobry lub zły charakter staje się nam bliższy, bo bez względu na to co się stanie w trakcie fabuły, możemy mniej więcej przewidzieć, że postąpi zgodnie z przedstawioną nam w trakcie książki swoją osobowością. 

Możemy się domyślać, że mimo rad i ostrzeżeń, Reynevan (Trylogia Husycka Andrzeja Sapkowskiego) zrobi coś głupiego, czym wpędzi się w jakąś kabałę, z czego Szarlej i Samson napewno go wyciągną. Po Honor Harrington (cykl książek Davida Webera) możemy się spodziewać tego, że każdą przeciwność losu przyjmnie z profesjonalizmem godnym kapitana Royal Manticore Navy, a swoich oficerów i członków załogi zawsze będzie wspierać. A dobroduszny Usagi (Usagi Yojimbo, autorstwa Stana Sakai) nie będzie biernie patrzył na krzywdy bezbronnych, a swoim mistrzostwem w kenjutsu skutecznie poradzi sobie z każdym przeciwnikiem.

Taki sposób przedstawienia postaci, która cały czas zachowuje się zgodnie z obrazem jaki został czytelnikowi przedstawiony bardzo mi się podoba. Dzięki więzi która powstaje pomiędzy czytelnikiem, a bohaterem, łatwo jest mi wejść w jego buty i wspólnie przeżywać przygody. Sprawia to, że czytanie książki jest również bardzo emocjonujące. Im lepsza ta więź pomiędzy nami, bohaterem lub grupą bohaterów (czego dobrym przykładem jest Hyperion, Dana Simmonsa), tym bardziej wciągająca jest dla mnie książka. Ale jednocześnie tym większy jest zawód, gdy bohater zrobi coś zupełnie niezgodnego z dotychczasowo zbudowaną postacią. 

Kamil Stochard, Moherfucker

I tym pozytywnym akcentem chciałem przejść do sedna dzisiejszego tematu, który zachęcił mnie do napisania tego tekstu. Będę opierał się na Moherfucker, Eugeniusza Dębskiego. Pojawią się zakończenia pewnych wątków fabularnych (SPOILERY), dlatego jeśli jeszcze nie przeczytałaś/eś tej książki, to w tym miejscu możesz bezpiecznie zawrócić. Ale jeśli chcesz iść dalej to zapraszam do dalszej części artykułu.

Poznając Kamila Stocharda (Moherfucker) dostałem obraz profesjonalisty, agenta ABW, osoby z ciętym językiem, myślącego jednak trzeźwo i chłodno, który niejedno już w życiu przeszedł. Postać od razu mi się spodobała, przez to, że nie była czarno biała. Głównie chodzi mi o jego myśli, które są takie surowe, opisujące rzeczywistość nie przebierając w słowach. Nie podkolorowane jakąś zbędną poprawnością. Mimo tego, że Kamil już wcześniej walczył z pomiotem o którym w książce mowa, nie uważa siebie za niewiadomo jakiego eksperta – wie jak to zło potrafi być niebezpieczne. I nie udaje bohatera. Przełożeni są z niego zadowoleni, a ze wszystkich poleceń wywiązuje się sprawnie.

Przyznam, że nie czytałem wcześniejszej książki Dębskiego, HELL-P, której protagonistą jest również Kamil Stochard, ale w samym tomie nie znalazłem żadnej informacji, że jest to druga część. Być może gdybym był po lekturze pierwszego tomu byłbym przygotowany na to co się w pewnym momencie stanie. Ale nie czytałem i nie byłem.

Fałszywy bohater

Do tego momentu czytałem książkę jednym tchem, gotów skończyć praktycznie z marszu, tak bardzo mnie wciągnęła. Do momentu, gdy Kamil Stochard, postanowił jednak zabawić się w herosa. Wiedział, że w osadzie nad jeziorem znajduje się gniazdo guimonów (pomiotów rodem z mythos H.P. Lovecrafta). Podejrzewał to od chwili gdy przyjechali tam z Sukoninem i Zemfirą. Ale zamiast zaplanować jakoś tę akcję – wszak ostatnim razem gdy zaatakowali jednego stwora całym oddziałem nie obyło się bez strat – Stochard postanowił wymknać się z mieszkania nocą, zostawiając śpiącą Zemfirę, w teorii dla jej bezpieczeństwa. jednocześnie nie powiedziawszy NIKOMU gdzie i po co się udaje.

Napisałem, że nie budził rosyjskiej milicjantki by jej nie narażać, ale było to złudne. Zemfira, obudziwszy się w nocy zachowała się tak, jak wykreowana została jej postać. Będąc oddelegowana do nadzoru i ochrony Stocharda, zorientowawszy się, że Kamil zniknął, postanowiła go odnaleźć. Wskutek złośliwości rzeczy martwych nie udało jej się skontaktować z przełożonym. Ale udało jej się odnaleźć naszego bohatera.

To on musiał mnie huknąć w łeb. Przepuklinę zobaczyłem, jak wychodził zza rogu, ucieszyłem się, że jestem tak dobrze zamaskowany i wtedy coś, petersburskie niebo chyba, zwaliło mi się na głowę. Och, co ja tu kombinuję, tym mózgiem skołatanym…

Moherfucker, Eugeniusz Dębski

Wskutek brawurowej akcji Kamila, Zemfira została zabita, on sam został ciężko ranny i stracił pamięć, a guimony uciekły. Muszę przyznać, że na początku nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Budowana przez prawie pół książki postać agenta ABW zrobiła zwrot o 180 stopni. Tak bardzo, że przez całą resztę fabuły, Moherfucker był dla mnie już tylko idiotą, który chciał się popisać, przez co inni zginęli. A że nie cierpię takich ludzi, to w pierwszej reakcji cisnąłem książkę w kąt. Może nie dosłownie, ale nie miałem ochoty już do niej wracać. W pewnym sensie osoba Kamila Stocharda zdradziła moje zaufanie – czytelnika do postaci. Okazała się zupełnie kimś innym, przekreślając całkowicie tę więź która była pomiędzy nami. A na domiar złego, Kamil nie poniósł w zasadzie żadnych konsekwencji swoich czynów. W niezrozumiały dla mnie sposób. Na tyle, że trzeciego tomu – Russian Impossible – już raczej nie przeczytam. A może jednak?

Zdradzone zaufanie

Pisząc ten tekst, naszły mnie refleksje czy oto w tamtej chwili nie poznałem prawdziwego Kamila Stocharda. Zręcznie zatuszowanego piórem Eugeniusza Dębskiego. Kamil nie jest tak otwarty wobec czytelnika jak choćby Harry Hole (Człowiek nietoperz, Jo Nesbø). Stwarza wokół siebie pozory opanowania, będąc w rzeczywistości kimś zupełnie innym. Czuję, że sięgając po ostatni tom trylogii byłbym uprzedzony co do niego. Czując, że to co dostaję jest ułudą, fałszem, a za chwilę Stochard ruszy do osobistej krucjaty przeciw demonom. Zginie w niej wiele osób, tylko nie on sam, bo z racji bycia protagonistą chroni go tzw. plot armor (z ang. zbroja fabuły).

Gdybym od początku miał prawdziwy obraz tej postaci literackiej to pewnie w ogólne nie sięgnąłbym po tę książkę. Lubię gdy książki są szczere, a postacie – konsekwentne w przedstawionej czytelnikowi osobowości. W przeciwnym razie czuję się oszukany. Emocje biorą górę i potrzeba czasu by pogodzić się z rzeczywistością. Niczym podczas rozmowy, gdy w pewnym momencie dowiadujesz się, że wszystko co do tej pory usłyszałeś było nieprawdą. I jak się wtedy czujesz?

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x